Szpital. - pomyślała.
Nie była tam jednak sama. Pod ścianą stała kanapa, na której spał Jace. Kiedy nastolatka go zobaczyła odwróciła głowę i z jej oczu wypłynęły pojedyncze łzy.
- Przepraszam. - usłyszała cichy głos obok siebie.
- Wyjdź. - powiedziała stanowczo nadal na niego nie patrząc.
- Chciałem ci powiedzieć...
- To dlaczego nie powiedziałeś?! - przerwała mu i popatrzyła prosto w oczy. - Dlaczego?
- Obiecałem im. Prosili bym ci nic nie mówił bo sami chcieli to zrobić.
- Pewnie gdyby nie ten wypadek, nigdy bym się nie dowiedziała.
- Chcieli ci powiedzieć w tym samym dniu.
Meg jeszcze raz spojrzała na Jacea i zobaczyła w jego oczach ból i troskę.
- Dlaczego nie zrobili tego wcześniej? - powiedziała a z jej oczu popłynęła kolejna dawka słonej cieczy.
Jace otarł jej policzki i pocałował dziewczynę w czoło. - O to powinnaś zapytać Conora i Caroline.
Kiedy chłopak chciał się od niej odsunąć i usiąść, Megan nie pozwoliła mu na to. Przytrzymała go za koszulkę i pociągnęła lekko w swoją stronę. Zrobiła mu miejsce obok siebie, gdzie Jace się położył i przytulił swoją dziewczynę, która rozpłakała się na dobre.
- Kocham cię. - powiedział głaszcząc jej włosy.
- Ja ciebie też.
Gdy dziewczyna chciała obrócić się na bok i wtulić w nastolatka, ból w prawym ramieniu jej to uniemożliwił.
- Cholera. - zaklęła pod nosem i jęknęła z bólu.
- Ostrożnie. Pamiętaj, że w sumie to nie możesz się ruszać. Nie wolno ci się przemęczać.
- Kiedy upadłam zobaczyłam ogień. Dlaczego? - dziewczyna diametralnie zmieniła temat.
- To Conor.
- Mhmm... Czyli jak dobrze rozumiem... ty władasz nad żywiołem ziemi, Caroline nad wodą a Conor nad ogniem tak?
- Tak.
- A powietrze?
- Nie wiemy jeszcze. Próbowaliśmy wpaść na jakikolwiek ślad ale się nie udało. Niestety
Po chwili ciszy...
- To ja.
- Co? - chłopak się uśmiechnął. - Wiedziałem. To znaczy nie byłem pewien ale tak myślałem, że jesteś jedną z dwóch.
- To znaczy?
- Bo oprócz nas władających żywiołami, jest także Uzdrowiciel. Potrafi leczyć nawet śmiertelne rany, a nawet powracać do życia w ciągu zaledwie kilku sekund.
- Wow. - powiedziała bez entuzjazmu. - A zdarzyło się kiedyś żeby jedna osoba miała dwie moce? Tak pytam czysto hipotetycznie.
- Nie, nie było takiego przypadku.
- Ok. Co z tym człowiekiem?
- Jest w areszcie. Trochę posiedzi.
- Ale to był wypadek.
- Bronisz go?
- Tak bo to nie jego wina.
- Nie jego wina a jednak cię postrzelił. On. Z własnej broni. Tak masz racje nie jego wina. - Jace popatrzył na Meg z kpiącym uśmieszkiem. - Wiesz zawsze możesz go bronić w areszcie ale...
- Ale co?
- No to, że bez kary i tak się nie obejdzie.
- Dlaczego?
- Ponieważ polował bez pozwolenia a poza tym to zbiegły więzień. Dzięki tobie go złapali.
- Mhmmm... A co z wilkami?
- Wszystkie całe i zdrowe ale bez nich nie wiem czy byłoby tylko tyle obrażeń na twoim ciele. Zwierzęta walczyły o ciebie i nie dały cię dotknąć. Nawet nam na początku nie pozwoliły się zbliżyć.
- Nikt nie pokocha cię bardziej niż zwierzę. - Meg się uśmiechnęła.
Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz. Jego mina z pewnością nie mówiła, że wszystko jest w porządku.
Witajcie Dzióbki ;*! Przepraszam za opóźnienie ale w szkole mamy teraz naprawdę niezły zapieprz... Tyle sprawdzianów nam zapowiadają, że to istna drama! No ale nic. Jak tam Wam weekend mija? Mi zdecydowanie zbyt szybko! Co myślicie o rozdziale? Mam nadzieję, że się spodoba. ^^ Chciałabym Wam serdecznie podziękować za ilość wejść. Łał :D i dziękuję za te wszystkie miłe słowa. :* Pozdrawiam i życzę miłego czytanie. Buźka! ♥
masz całkowitą rację! za dużo tych sprawdzianów! -,-
OdpowiedzUsuńa rozdział jak zawsze boski! <3 czekam już na następny ;*
Jak zwykle super rozdział. :D Oczywiście czekam na następny. <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudowny :**
OdpowiedzUsuń